Cierpliwość nie jest cechą, której nauczyłyby mnie poprzednie podróże. W podróży liczą się szybkie decyzje: jak najprędzej dojechać, gdzie najwięcej zobaczyć, jak najszybciej o tym napisać. A tu przedłużające się czekanie.
Czekanie ma zapewne coś wspólnego z miejscem, do którego jadę. Ale, ale, po co od razu uprzedzać się do miejsca! Dużo ciekawsze jest to, co w oczekiwaniu na Tę Podróż udało mam się zrobić. A więc zdołaliśmy wyjechać na Tajwan (o tym osobny wpis lub kilka), do Walii, w Bieszczady, Bory Tucholskie i na Warmię. Nie jest to zły wynik, więc z czekania jestem wręcz zadowolona.
Walia była jak zwykle piękna po walijsku - czyli wspaniale deszczowa, wietrzna i zielona! Zatrzymaliśmy się w fascynującym miejscu. Blaneinion nie jest może najłatwiejszy do wymówienia, ale nie o szczegóły chodzi. Jest to ekologiczna farma, której właścicielka uwielbia drzewa. Zasadziła ich już ponad 20 tysięcy na polu przeznaczonym niegdyś do wypasu owiec.
Drugie miejsce postoju w Walii to też farma. Nie tak hipsterska jak Blaneinion, nie mniej jednak cały czas ekologiczna i na "małą" skalę, czymże bowiem jest 108 owiec!
Wątek rolniczy pojawił się również w trakcie wyprawy w Bieszczady, gdzie poznaliśmy niezwykłą historię Igloopolu, którą w skrócie nazwiemy "jak nie organizować gospodarstw rolnych".
Igloopol był próbą przekształcenia Bieszczad w siedzibę "wielkoprzemysłowego rolnictwa". Przez ponad dwadzieścia lat po wojnie niemal nic się w Bieszczadach nie działo. Dawni mieszkańcy zostali wysiedleni, a miejsca ich zamieszkania zrównane z ziemią. Dopiero w latach siedemdziesiątych zaczęły pojawiać się pomysły gospodarczego wykorzystania tego zakątka. Centralni planiści uznali, że miejsce najlepiej nadaje się do wypasu bydła dla utworzonego kombinatu przetwórczego, w 1978 r. nazwanego Igloopolem. Do najbardziej odległych części Bieszczad - Tarnawy Niżnej (położonej nad brzegiem Sanu, tuż przy granicy z ówczesną Ukraińską republiką radziecką) i Wołosatego sprowadzono setki pracowników i rozpoczęto budowę infrastruktury. W połowie lat osiemdziesiątych w samej Tarnawie hodowano ponad 2000 sztuk bydła i owiec.
Pani Władysława, którą podwoziliśmy na stopa, opowiada, że przyjechała do Tarnawy z samej północy kraju. Tu była praca i mieszkanie w sporym hotelu Igloopolu. Tu poznała swojego męża i nagle, cztery lata po przyjeździe, wszystko zniknęło. Upadek nastąpił niemal równolegle z odejściem od komunizmu. Nie znaleziono dobrego sposobu prywatyzacji i z pierwszym dniem 1991 roku, po serii ujawnionych przez media afer, Igloopol przestał istnieć. Teraz mąż pani Władysławy pracuje w na budowie w Anglii, a ona czeka na wypłatę 500 plus, ima się dorywczej pracy jako sprzątaczka i wyszywa obrazy z postaciami świętych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz