Dżdż zmienia się w duże krople, cichną cykady. Deszcz pada zupełnie bezgłośnie. Gęsta para unosząca się ponad rozgrzaną ziemią niweluje niemal wszelkie odgłosy; jest coraz cieplej. W tak fantastycznych okolicznościach przyrody przyszło nam pić pierwszą herbatę na Tajwanie - oolong. Oolong może kojarzyć się z kiepską czarną herbatą sprowadzaną bodaj z Gruzji w epoce komunizmu. Nic jednak bardziej błędnego. Oolong nie jest ani zieloną ani czarną herbatą; jest zupełnie oddzielnym rodzajem. I ze wszystkich smakuje zdecydowanie najlepiej.
Atmosfery wzgórz herbacianych nie da się odtworzyć na rynku Mudża, gdzie stragany oferujące świeże ryby przeplatają się ze stoiskami z ubraniami, butami i pierogami na parze. Wystarczy jednak wejść do sklepu Króla Herbaty (tłumaczymy bezpośrednio z napisu na wizytówce: Tea King), aby doświadczyć spokoju wzgórz herbacianych.
U Króla Herbaty nie napijemy się jednak herbaty oolong. Sprowadza on bowiem herbatę z Chin kontynentalnych - pu-erh. Pu-erh jest herbatą fermentowaną (czyli kiszoną) i jako jedyna im starsza, tym lepsza.Pu-erh jest coraz popularniejsza na Tajwanie, i tym samym symbolizuje rosnącą rolę "kontynentu" na wyspie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz