O „słynnej komunałce” czytałam już wcześniej, szukając miejsca na pierwsze dni w Petersburgu. Szybko jednak okazało się, że nie mam pojęcia, jak wygląda współczesna komunałka. Otóż w tej, której miałam stać się częścią, jeden pokój zajmowała pani księgowa z mężem. Tenże pokój im się „należał”, jednak, jak uprzedziła otwarcie Viera, życie w komunałce zniszczyło nieco księgową, która stała się zgorzkniała i czepliwa. „Ale tobie nie będzie to przeszkadzało, przecież jesteś obcokrajowcem i możesz udawać, że nie rozumiesz” – zapewniła Viera. Pozostałe dwa pokoje komunałki zajmowała rodzina z dzieckiem, wynajmująca je od małżeństwa, którym się one „należały”, ale które stać było na inne mieszkanie. Czwarty pokój Viera miała wynająć mnie. Na jedną tycią kuchnię i jeszcze mniejszą łazienkę byłoby nas więc sześcioro.
Komu i dlaczego pokoje się „należały” nie zrozumiałam. Nomen omen, na mojej mapie nazwa placu przy którym owo mieszkanie się znajdowało brzmi Dyktatury ploretariatu…Akademik nie jest może szczytem luksusu; poprawka – jest jego dokładnym przeciwieństwem i już bardzo chcę się wyprowadzić, ale przyjdzie mi szukać dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz