piątek, 16 września 2016

Miniatury (R)

Przejażdżka ulicami Petersburga

Centrum Petersburga jest przepiękne, ładnie odnowione pałace i chramy migają przed oczyma jeden za drugim. Przeplatają je elegancko odrestaurowane twierdze i kamienice.

Czemu jednak nie wybrać się do jednej z dzielnic poza centrum. Czasem, jak to było w moim przypadku, można nie mieć wyjścia. Mój akademik jest na Wyspie Wasilewskiej. Bloczarnia będąca najpewniej wynikiem sennej mary pijanego urbanisty.




Najciekawsze jest jednak poruszanie się po Wyspie transportem miejskim. Otóż nawet zwykły autobus/trolejbus, dajmy na to linii numer 7, może mieć jeden z trzech systemów opłaty za przejazd. Można, najzwyczajniej w świecie kupić papierowy jednorazowy bilet od pani bileterki, lub – rzadziej – pana biletera. Jeśli jednak jest się szczęśliwym posiadaczem karty miejskiej o nazwie Podróżnik, można – o ile trafi się na właściwy model autobusu – kartę taką przyłożyć do czytnika na poręczy. W takim autobusie rola pani bileterki sprowadza się do pokrzykiwania po każdym przystanku: „Przykładamy kartę, przykładamy kartę”. Następnie tak „przyłożoną” kartę należy raz jeszcze zbliżyć do czytnika, którym „skasowanie” biletu sprawdza pani bileterka. Kolejny model to pani bileterka chodząca po autobusie, odbierająca karty od podróżnych i przykładająca je najpierw do czytnika na poręczy, a potem do swojego. Są też jednak, o zgrozo, autobusy bez pani bileterki. W takim wypadku należy z nich wysiadać tylko wyjściem przy kierowcy i tam przyłożyć kartę Podróżnik, nawet, jeśli czytniki znajdują się na poręczach w całym autobusie. Tak zorganizowany system zapewnia dodatkową rozrywkę i sprawdza czujność.

Metro jest oczywiście na kartę lub na stary dobry żeton. Przejażdżka tramwajem jeszcze przede mną.



Jest, ale nie ma

Znalazłam mieszkanie. Nieopodal miejsca o uroczej nazwie Plac Dyktatury Proletariatu. Poszukiwania nie były łatwe. Bynajmniej nie dlatego, że w mieście jest dziesięć ulic Sowieckich i trzynaście Krasnoarmiejskich. Mapę czytam już całkiem sprawnie. Nie chodziło też o moje niezrozumienie idei komunałki (o czym oddzielny post). Największy problem stanowiły mieszkania wirtualne. Otóż w bazach mieszkań widnieją ich zdjęcia, adresy i dokładny opis. W rzeczywistości jednak mieszkania te nie istnieją. Wirtualne kwartiry są do tego stopnia nagminne, że niektóre ogłoszenia mają specjalny dopisek: „To mieszkanie naprawdę istnieje”. Nie wie tego oczywiście początkujący poszukiwacz i traci czas na rozmowy z pośrednikami, wysłuchuje, jak to mieszkanie właśnie zostało wynajęte (pojawiło się w internecie dosłownie 5 minut temu, a już ktoś je oglądał i wniósł zadatek), albo jak to właściciel nie zdecyduje się jednak mieszkania wynająć, albo jeszcze je remontuje. 

Rosja w niedoczasie

Czas upływa i tego procesu najprawdopodobniej nie da się zatrzymać. Można jednak nic sobie z niego nie robić. Czas płynie, niech płynie, my w Piterze jesteśmy ponad to! I tak na odwrotnej stronie rachunku, który dostałam w kawiarni, widnieje reklama na zniżkowy pakiet w klubie sportowym Alex ważna do końca sierpnia. Jest 7 września.

Na słupie ogłoszeniowym w samiuśkim centrum miasta, nieopodal okazałego pomnika imperatrisy Jekatieriny, jest plakat „Koncerty”. Mam nadzieję, że choć na jeden się wybiorę, w końcu odbywają się w niebanalnym miejscu, bo w pięknym Isaakijewskim Saborze. Ostatni jednak miał miejsce 26 sierpnia. Jest 7 września.



Zniżki! Reklama w metrze. I tu już każdy się domyśla: do końca sierpnia. Zaczynam się zastanawiać. A może jednak jest sierpień.

1 komentarz:

  1. Abusurdy absurdami... ale reklamować mieszkanie, które nie istnieje?? Tego już naprawdę nie mogę pojąć! Czekam na więcej ciekawostek z Rosji :)

    OdpowiedzUsuń